Dziś luźne rozważania bez naukowego research'u. Disco polo to fenomen – jedni uważają je za synonim kiczu i tandety, inni widzą w nim prostą rozrywkę, która daje ludziom radość. Choć krytycy załamują ręce, to koncerty są pełne, a utwory z chwytliwymi refrenami ("małolatki auuu") biją rekordy popularności. Nie można zaprzeczyć jednemu: disco polo działa, bo trafia do szerokiej publiczności dzięki prostocie, powtarzalności i natychmiastowej gratyfikacji. Oczywiście nie zamierzam tutaj hejtować disco polo. Niech każdy słucha sobie tam czego chce - sam również tupnę nogą na imprezie - chodzi mi o typowo robocze porównanie.
Podobny mechanizm działa w świecie treningu i fitnessu. Istnieje wiele metod, trendów i strategii sprzedaży, które pod względem merytorycznym są słabe, ale wciąż cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Treningowe disco polo to obietnice błyskawicznych efektów, widowiskowe, ale nieskuteczne ćwiczenia, nachalne marketingowe zagrywki i trenerzy-gwiazdorzy, którzy budują swoje marki na clickbaitowych hasłach.
W tym wpisie chciałbym przyjrzeć się bliżej temu zjawisku. Sprawdzimy, co składa się na „treningowe disco polo”, jakie są jego charakterystyczne elementy, dlaczego tak dobrze się sprzedaje i czy można mu przeciwstawić coś bardziej wartościowego.
Czym charakteryzuje się disco polo?
Gdy przeniesiemy te zasady na grunt fitnessu i treningu, dodatkowo przekopując social media - będące głównym lejkiem sprzedażowym trenerów, trenerek i firm szkoleniowych - od razu rzucają się w oczy i uszy podobne schematy:
Tak jak w disco polo wystarczy prosty rytm i kilka powtarzających się słów, tak w treningowym disco polo wystarczy głośne hasło i obietnica spektakularnych efektów.
Można porównać? Można:)
Branża fitness jest pełna trendów, które w dużej mierze bazują bardziej na efekcie marketingowym niż rzeczywistej skuteczności. Oto kilka przykładów typowego „treningowego disco polo”:
To treningi, które wyglądają świetnie na nagraniach, ale ich wartość merytoryczna jest bliska zeru. Oczywiście nie mam na myśli tutaj ludzi, którzy poprzez swoją cholernie ciężką pracę dokonują takich wyczynów, w które ciężko jest uwierzyć (wyciskanie betoniarki nad głowę czy robienie szpagatu pomiędzy dwoma krzesłami trzymając sztangę). Bardziej mam tu na myśli ćwiczenia, które wyglądają na efektywne - zastosowanie zakładanego na barki wynalazku do bezpiecznego robienia pośladków (nawet nie wiem jak to dobrze opisać :) ), udziwnione przysiady, ruchy pozbawione sensu i wszystko, co jest przerostem formy nad treścią.
Czyli pasy odchudzające, platformy wibrujące i inne „cudowne” urządzenia, które „robią trening za ciebie”. W rzeczywistości ich skuteczność jest średnia lub minimalna, ale brzmią atrakcyjnie – a to wystarcza, by znalazły chętnych. Myślałem, że te sprzęty odeszły już dawno do lamusa, jednak nadal funkcjonują i się sprzedają (ostatnio widziałem nawet w markecie cały zestaw do stymulowania mięśni - nie, nie chodzi o sex shop).
Wyzwania w stylu „schudnij w 30 dni” cieszą się ogromnym powodzeniem. O ile sama idea wyzwania jest spoko, to problem w tym, że najczęściej są one jedynie chwytem sprzedażowym. Ludzie dostają gotowy plan, ale bez dopasowania do ich realnych potrzeb czy poziomu zaawansowania. Efekt? Często kontuzje, brak długoterminowych rezultatów i rozczarowanie.
Koktajle zastępujące posiłki, detoksy „oczyszczające organizm”, spalacze tłuszczu działające „bez ćwiczeń”. Brzmią atrakcyjnie, ale w rzeczywistości nie mają większego sensu.
W branży fitness nie sprzedaje się tylko wiedza, ale przede wszystkim osobowość. Niektórzy trenerzy to prawdziwe gwiazdy, które swoją popularność budują bardziej na marketingu niż rzeczywistych umiejętnościach.
To wszystko działa, bo ludzie wolą charyzmatycznych liderów z prostymi przekazami niż rzetelną, ale trudniejszą wiedzę.
Nie zawsze. Tak jak disco polo potrafi bawić, tak „treningowe disco polo” może mieć pozytywne aspekty. Jeśli kogoś motywuje do ruchu – to już coś. Jeszcze kilkanaście lub nawet kilka lat temu zajęcia fitness, zumby czy czegoś w tym stylu wzbudzały u mnie odruch wymiotny. Dziś stwierdzam, że dopóki nie robisz nikomu krzywdy i ktoś znajduje chęć do ruchu poprzez takie zajęcia - to świetnie!
Problem jednak zaczyna się, gdy:
Czy można konkurować z treningowym disco polo? Tak, ale wymaga to edukacji i długoterminowego podejścia. Kluczowe zasady:
Ja szczerze wierzę, że rzetelne i autentyczne budowanie swojej marki, wiedza, obroni się sama. Oczywiście sam stosuję (z różnym efektem) narzędzia marketingowe, jednak podstawą jest nikomu nie szkodzić i nikogo nie oszukiwać, dawać jak najlepszą jakościowo robotę. Nawet jeśli czasem wrzucam durne filmiki, to staram się w nich coś przekazać. Treningowe disco polo nie zniknie – bo ludzie lubią szybkie, proste rozwiązania. Ale prawdziwa jakość ma swoją wartość i na tym chciałbym zakończyć. Pytanie brzmi: czy chcesz być odbiorcą masowej rozrywki, czy wybierasz nieco trudniejszą drogę ale otrzymujesz coś wartościowego i trwałego? Kiedy robisz tylko łatwe rzeczy - życie jest trudne. Kiedy decydujesz robić się trudne rzeczy - życie staje się łatwiejsze.
Jakub Majewski
2025-03-02
Dane kontaktowe
Trener Jakub Majewski
Miejsca treningów:
Kuczków, 99-300 Kutno
+48 697 299 175
bodyarmorskills@gmail.com
Regulamin i polityka prywatności
Masz jakieś pytania?
Skontaktuj sięCopyright: © 2022 Jakub Majewski - wszelkie prawa zastrzeżone | Strona zrealizowana przez: KWJ-Team